Artykuł pochodzi z serwisu: Polski Związek Kolarski


Zjazd: Jodko mistrzem Polski w DH

Najlepsi krajowi downhillowcy walczyli w niedzielę na wiślańskim Stożku w mistrzostwach Polski. Mimo, że trasa była bardzo wymagająca i miejscami przypominała poligon po ćwiczeniach czołgów, na starcie stanęło 170 zawodników.

Fot. Diverse Extreme Team

Ścigano się w 7 kategoriach, cztery z nich, w których zawodnicy posiadają licencję PZKol zaliczane były do oficjalnych Mistrzostw i Pucharu Polski. W pozostałych amatorskich kategoriach walczono o punkty i nagrody Diverse Downhill Contest.

Najszybciej 1,5 km trasę z czasem 2.14.78 pokonał Maciej Jodko (RMF FM Mountain Dew) potwierdzając tym samym swoją dominację na scenie downhillowej i broniąc tytułu Mistrza Polski w kategorii elita.

Tuż za nim z minimalną stratą czasową uplasowali się Arek Perin (MKBike online) i powracający po kontuzji Grzegorz Zieliński. W pozostałych kategoriach biało-czerwone koszulki mistrzów Polski przywdziali: w kategorii kobiet - Anna Rucińska (E-Pay Bike Team); masters – Szymon Tasz (SN-PTT Zakopane Karpiel Bikes); junior – Grzegorz Wincenciak (Biotop KS PKS Dębnicki). Najlepsi polscy kolarze zjazdowi oprócz medali i koszulek otrzymali nagrody ufundowane przez Diverse’a, Nissana i Red Bulla.

Zawody odbywające się pod szyldem Diverse Downhill Contest zorganizowano na Stożku już po raz trzeci, ale trasa jeszcze nigdy nie była tak trudna jak w tym roku. Wytyczona została przez Arka Perina (vice mistrza Polski) na wzór tras Pucharu Świata. Zaczynała się przy schronisku na Stożku, biegła leśnymi duktami i kończyła przy dolnej stacji wyciągu krzesełkowego. Przed zawodami padał deszcz, więc po każdym przejeździe ścieżki coraz bardziej przypominały zaorane pole, a spod ziemi powychodziły kamienie i korzenie, które stanowiły dodatkowe utrudnienie dla zawodników.

- Trasa godna mistrzostw Polski, było na niej wszystko co powinno być na prawdziwej trasie zjazdowej: kamienie, korzenie, skocznie, trochę odcinków do pedałowania. Dodatkowo było stromo i ślisko. Nie sposób było ustrzec się błędów. Moj przejazd finałowy nie był najlepszy, popełniłem kilka błędów, ale na szczęście udało się wszystkich pokonać – na spokojnie relacjonował Maciek Jodko, który już na mecie był pewny swojej wygranej.

Na Stożku w niedzielę zebrała się spora grupa kibiców, część z nich byli to downhillowcy, którzy z racji trudności trasy nie zdecydowali się wystartować w zawodach. Doping podczas zawodów był fantastyczny, gdy tylko faworyci pojawiali się na horyzoncie, wrzawa niosła się już po lesie, a zawodnicy niesieni jak na skrzydłach dawali z siebie wszystko.

Emocji na trasie nie brakowało. Nie obyło się bez groźnie wyglądających gleb, jednak ryzyko wkalkulowane jest w ten sport, zawodnicy skaczą, wręcz latają na rowerach na milimetry przeciskając się między drzewami. Mimo, że kilka wypadków wyglądało dosyć groźnie, skończyło się na potłuczeniach i odrapaniach.

Źródło:  "Diverse Extreme Team"      

drukuj



Design by: Serwis Sportowy s24.pl